Wybory prezydenckie 2025 roku przeszły do historii jako jedne z najbardziej nieczystych, brutalnych i spolaryzowanych emocjonalnie starć wyborczych po 1989 roku. Zakończyły się teoretycznie minimalnym zwycięstwem Karola Nawrockiego nad Rafałem Trzaskowskim ale ich wynik zwiastuje głębokie przemeblowanie na polskiej scenie politycznej w najbliższej przyszłości. Poniżej analizujemy najważniejsze przyczyny i konsekwencje tego wyniku.
Zwycięstwo Karola Nawrockiego: efekt „buntu” wobec samozwańczych celebryckich elit i skuteczna narracja sztabu wyborczego
Pomimo głośnego i dość jednoznacznego poparcia celebrytów dla Rafała Trzaskowskiego, to Karol Nawrocki wyszedł na tym lepiej. Według ekspertów, wyborcy zareagowali bowiem buntem wobec środowiska artystyczno-medialnego. Jak zauważył Sergiusz Trzeciak w jednym ze swoich wywiadów, celebryci są dla wielu obiektem zarazem podziwu ale i nietajonej pogardy. Ich zaangażowanie w kampanię Trzaskowskiego zostało odebrane przez większość Polaków jako nienaturalne i oderwane od problemów zwykłych ludzi. Dodatkowo, wybory prezydenckie często są głosowaniem „przeciwko” komuś, a nie „za” kimś, a wielu wyborców oddało głos na Nawrockiego, co zaskakujące, jako na „mniejsze zło”. Kluczowym elementem kampanii Nawrockiego była też skuteczna strategia emocjonalna. Dr Magdalena Nowak-Paralusz z kolei wskazuje na wykreowanie wizerunku „atakowanego patrioty”, co zmobilizowało jego elektorat i sprawiło, że merytoryczne zarzuty odbijały się od twardej bazy wyborców.
Celebryci – nowa arystokracja próżności
Jednym z najbardziej wyrazistych zjawisk tegorocznej kampanii prezydenckiej był silny i powszechny bunt społeczny wobec celebrytów, który w ocenie wielu ekspertów przyczynił się bezpośrednio do porażki Rafała Trzaskowskiego. Poparcie udzielane mu przez znane osobistości świata show-biznesu – choć medialnie efektowne – w rzeczywistości działało jak „pocałunek śmierci”. W oczach tzw. przeciętnego Kowalskiego, celebryci stali się współczesnym odpowiednikiem dawnej arystokracji czy szlachty – klasą próżniaczą, żyjącą w oderwaniu od realnych problemów większości społeczeństwa. Lubimy ich podglądać na Instagramie, śledzimy skandale, lajkujemy zdjęcia z egzotycznych wakacji czy komentujemy stylizacje z czerwonego dywanu – ale nie traktujemy ich poważnie, szczególnie w kontekście decyzji politycznych.
Społeczna niechęć wobec celebrytów ma również swoje intelektualne podstawy. Świadomość miałkości i płytkości wypowiedzi wielu „gwiazd” powoduje, że przeciętny wyborca instynktownie dystansuje się od ich opinii. Kiedy więc osoba znana z telewizyjnych talent-show czy promocji suplementów diety nagle zaczyna mówić społeczeństwu, jak głosować – reakcja bywa odwrotna do zamierzonej. Wielu obywateli, zamiast traktować te głosy jako wskazówkę, uznaje je za sygnał alarmowy – „jeśli celebryci tak bardzo czegoś chcą, być może lepiej zrobić odwrotnie”. W realiach wysokiej polaryzacji i braku zaufania do elit, celebryci stali się symbolem alienacji i obcości. Ich ostentacyjne zaangażowanie po jednej stronie sporu politycznego, w praktyce okazało się skuteczną mobilizacją elektoratu przeciwnej strony.
Błędy Rafała Trzaskowskiego: brak wyrazistości i spóźniona dynamika
Kampania Trzaskowskiego obfitowała w błędy strategiczne. Dr Nowak-Paralusz zauważa brak odpowiedniego targetowania przekazu do kobiet, młodych i seniorów. Zabrakło mocnego, emocjonalnego przekazu, a obecność Małgorzaty Trzaskowskiej była kolejnym niewykorzystanym potencjałem. Szefowa jego sztabu, Wioletta Paprocka oraz Sławomir Nitras nie podołali postawionemu przed nimi zadaniu.
Profesor Jarosław Flis podkreśla, że strategia „centrum” uczyniła Trzaskowskiego nijakim, a zbyt późno uruchomiona dynamika (m.in. spotkanie z Mentzenem) nie była w stanie przełamać dominującej narracji.
Głęboka polaryzacja: dwa plemiona, jeden mur
Wybory 2025 ujawniły skalę emocjonalnej polaryzacji społeczeństwa. Jak zauważa dr Nowak-Paralusz, Polska jest murem podzielona, a przez ten mur żaden racjonalny argument żadnej ze stron się nie przebije.
Afektywna polaryzacja, czyli lojalność oparta nie na programie, lecz na emocjonalnej identyfikacji z obozem politycznym, uczyniła debatę polityczną praktycznie niemożliwą. Dla wielu wyborców informacja sprzeczna z ich światopoglądem nie miała żadnej wartości poznawczej. Efekt ten był dodatkowo wzmacniany przez wszystkie bez wyjątku telewizje, z których żadna o zgrozo, tym razem nie chciała zachować neutralności politycznej.
Kampania negatywna: jak brutalne faule pomogły atakowanemu
Jednym z najbardziej paradoksalnych i zarazem znaczących zjawisk zakończonej kampanii prezydenckiej była negatywna kampania wymierzona w Karola Nawrockiego, która – ku zaskoczeniu wielu komentatorów – zadziałała na jego korzyść. Zmasowane i często histeryczne ataki medialne i polityczne wobec Nawrockiego doprowadziły do ukształtowania się wizerunku „polityka prześladowanego”, co uruchomiło mechanizmy psychologicznego współodczuwania. W oczach wielu wyborców Nawrocki przestał być „jednym z wielu kandydatów” – stał się figurą ofiary, symbolem walki z niesprawiedliwym, agresywnym systemem medialnym i politycznym, co znacząco zwiększyło emocjonalną lojalność jego elektoratu.
Choć lista zarzutów wobec kandydata była długa – od młodzieńczych udziałów w ustawkach kibicowskich, po niejasności wokół mieszkania, w którym opiekował się starszym człowiekiem z problemem alkoholowym – intensywność i absurdalność formy tych ataków zniszczyła ich potencjał rażenia. Gdyby zostały one przedstawione w sposób racjonalny i oparty na faktach, być może miałyby wpływ na część niezdecydowanych. Tymczasem kampania negatywna wkroczyła w obszar groteski – kulminacją był występ premiera Donalda Tuska w programie Bogdana Rymanowskiego w Polsacie, gdzie ten powołał się na pato-celebrytę „Jace” Murańskiego. Wykorzystanie tej postaci – powszechnie znanego wśród młodszych osób mitomana, znanego z agresywnych i kompromitujących wystąpień – do sugerowania, że Karol Nawrocki mógł być w przeszłości pomocnikiem alfonsa, przekroczyło granice powagi debaty publicznej.
Ten moment stał się punktem zwrotnym. Dla wielu wyborców, nawet umiarkowanych, powoływanie się na Murańskiego było niczym innym jak desperackim aktem politycznego szantażu i dezinformacji, który wręcz ośmieszył premiera i część liberalnych mediów z Onetem na czele. Sugerowanie tak poważnych oskarżeń wobec człowieka, który przez ponad dekadę współpracował z instytucjami państwa, w tym z ABW, które nie znalazły żadnych podstaw do zarzutów – kompromitowało nadawcę, nie adresata. Co więcej, brutalna forma ataku zupełnie przykryła ewentualne realne zastrzeżenia wobec Nawrockiego – jego przeciwnicy przekroczyli granicę, po której racjonalna krytyka przestaje działać, a zaczyna działać odruch obronny wyborcy. W efekcie, to co miało być miażdżącym ciosem, stało się najlepszym prezentem końcówki kampanii dla kandydata Zjednoczonej Prawicy.
Afera z Akcją Demokracja i milczeniem NASK – cień na kampanii Trzaskowskiego
Jednym z najbardziej kontrowersyjnych i wciąż niewyjaśnionych wątków tegorocznej kampanii prezydenckiej jest sprawa nielegalnego finansowania kampanii Rafała Trzaskowskiego z zagranicznych źródeł, przy wykorzystaniu struktur bądź tylko pracowników formalnie niezależnej fundacji Akcja Demokracja. Z ustaleń dziennikarzy Wirtualnej Polski wynika, że osoby powiązane z tą organizacją – rzekomo działające w oderwaniu od fundacji – prowadziły potężną kampanię reklamową w mediach społecznościowych, w szczególności na Facebooku i Instagramie, mającą na celu promowanie Rafała Trzaskowskiego i jednocześnie uderzanie w jego przeciwników, zwłaszcza Karola Nawrockiego. Reklamy te były opłacane środkami z zagranicy, co – zgodnie z polskim prawem wyborczym – jest rażącym naruszeniem przepisów i może stanowić podstawę do unieważnienia części działań kampanijnych.
Co szczególnie niepokojące, sprawą do tej pory nie zajęły się instytucje odpowiedzialne za przeciwdziałanie tego rodzaju manipulacjom, w tym przede wszystkim Departament Cyberbezpieczeństwa NASK, który teoretycznie powinien monitorować tego typu działania i reagować w sytuacji zagrożenia integralności procesu wyborczego. Departament pozostał bierny, a jego kierownictwo – obsadzone przez osoby powiązane z Platformą Obywatelską – nie odniosło się oficjalnie do tej sprawy aż do dziś. Również media sympatyzujące z obozem liberalno-lewicowym wybrały strategię milczenia, nie poruszając tej afery i nie drążąc jej potencjalnych konsekwencji dla wyniku wyborów.
Sztab Rafała Trzaskowskiego oczywiście odciął się od działań Akcji Demokracja, twierdząc, że mogą one być prowokacją wymierzoną przeciwko kandydatowi i jego finansowaniu. Jednak tę wersję skutecznie podważyły konkretne działania polityków Platformy. Wiceminister obrony narodowej Cezary Tomczyk oraz inni prominentni działacze PO publikowali na swoich profilach w mediach społecznościowych materiały wideo, które kilka tygodni później pojawiały się w nielegalnie finansowanej kampanii reklamowej prowadzonej przez wspomniane osoby. To rodzi uzasadnione pytania: skąd politycy mieli dostęp do tych materiałów z takim wyprzedzeniem? Jakie były ich rzeczywiste związki z organizatorami nielegalnej kampanii?
Do dziś nie mamy żadnych informacji o wszczęciu postępowania przez prokuraturę, ABW czy inne instytucje państwowe, mimo że sprawa uderza bezpośrednio w fundamenty uczciwego procesu demokratycznego. Afera ta – niezależnie od jej dalszego rozwoju – rzuca poważny cień na kampanię Rafała Trzaskowskiego, pokazując jednocześnie, jak łatwo można dziś w Polsce obchodzić prawo wyborcze, jeśli cieszy się odpowiednią medialną i instytucjonalną ochroną.
Głosy Mentzena i Brauna: decydujący „transfer”
Choć Sławomir Mentzen odpadł już w pierwszej turze, to jego wpływ na końcowy wynik wyborów prezydenckich był nie do przecenienia. Mentzen okazał się tzw. „języczkiem u wagi”, który – mimo nieudzielania formalnego poparcia żadnemu z kandydatów – odegrał istotną rolę w przechyleniu szali zwycięstwa na stronę Karola Nawrockiego.
Choć polityk Konfederacji unikał jasnych deklaracji poparcia dla któregoś z kandydatów, podpisanie deklaracji programowej przez Nawrockiego zostało odebrane jako zawarty politycznie deal.
Późniejsze spotkanie przy piwie z Rafałem Trzaskowskim i Radosławem Sikorskim wywołało z koeli prawdziwe trzęsienie ziemi w jego własnym elektoracie. Dla dużej części jego zwolenników – szczególnie tych wychowanych na retoryce antysystemowej i krytyce liberalnych elit – zdjęcia ze wspomnianego spotkania stanowiły przekroczenie granicy, które odebrano jako zdradę idei. Podobnie krytyczne wobec tego wydarzenia stanowisko zajął drugi lider Konfederacji Krzysztof Bosak. W efekcie, mimo braku oficjalnych rekomendacji, ponad 80% wyborców Mentzena – jak wykazały badania exit poll – zagłosowało w drugiej turze na Karola Nawrockiego.
To właśnie ten transfer głosów – w połączeniu z niemal pełnym poparciem zwolenników Grzegorza Brauna – okazał się decydujący. Bez tych głosów Nawrocki nie miałby szans na zwycięstwo. Co więcej, elektorat Mentzena nie tylko zagłosował, ale również odegrał aktywną rolę w końcówce kampanii – udostępniając treści, produkując memy, tworząc filmy i komentując rzeczywistość polityczną z punktu widzenia antyestablishmentowego.
Rekordowa frekwencja i minimalna przewaga
Choć końcowy wynik wyborów prezydenckich 2025 roku można określić jako niezwykle wyrównany, a różnica głosów między Karolem Nawrockim a Rafałem Trzaskowskim była symboliczna, nie sposób zgodzić się z narracją o „słabym mandacie” nowego prezydenta. Karol Nawrocki zdobył drugi najwyższy wynik indywidualny w historii wyborów prezydenckich w Polsce, ustępując jedynie Lechowi Wałęsie w przełomowych wyborach z 1990 roku.
Warto również odczytywać te wybory nie tylko przez pryzmat liczb bezwzględnych, ale geograficznego i historycznego rozkładu poparcia. Choć Trzaskowski i Nawrocki podzielili Polskę niemal po równo pod względem liczby głosów, to w ujęciu terytorialnym – liczby gmin, w których zwyciężył każdy z kandydatów – Karol Nawrocki osiągnął absolutny nokaut. Zwyciężył w zdecydowanej większości terytorium Polski, wygrywając w setkach małych i średnich gmin, a jego zwycięstwo miało charakter nie tylko liczbowy, ale też strukturalny – społeczny i kulturowy.
Po nałożeniu wyników na mapę historyczną widać wyraźnie, że Rafał Trzaskowski utrzymał dominację niemal wyłącznie na terenach dawnego zaboru pruskiego i tzw. ziem odzyskanych, czyli obszarów o specyficznej tożsamości historyczno-kulturowej i silnie zurbanizowanych. W tych rejonach PO tradycyjnie miała silne zaplecze, jednak i tu nastąpił widoczny regres – liczba gmin wygranych przez kandydata Platformy dramatycznie spadła w porównaniu z wyborami sprzed 5 czy 10 lat. Dla porównania – jeszcze dekadę temu Platforma wygrywała w wielu gminach centralnej Polski, a kandydat prawicy musiał walczyć o każde województwo. Dziś – mimo że na poziomie województw mapa może wydawać się podzielona – dominacja prawicy jest niezaprzeczalna.

Co więcej, pokazywanie wyników przez pryzmat województw to manipulacja, która ma stworzyć wrażenie podziału Polski na „wschodnią” i „zachodnią”. W rzeczywistości jest to podział znacznie głębszy – kulturowy, tożsamościowy i cywilizacyjny. Obszary, na których wygrał Trzaskowski, to niemal dokładne odwzorowanie dawnego zaboru pruskiego oraz dużych miast – swoistych „wysp oporu” wobec bardziej konserwatywnego rdzenia kraju. Oznacza to, że Polska nie jest podzielona geograficznie – jest podzielona aksjologicznie.
Polityczne i medialne skutki dla rządu Donalda Tuska
Wybory prezydenckie 2025 roku przyniosły nie tylko spektakularną porażkę obozu rządzącego, ale również potężne wstrząsy na polu medialnym, które będą miały długofalowe konsekwencje dla układu sił w przestrzeni publicznej. Rząd Donalda Tuska, który w kampanii wyborczej całkowicie zdominował przekaz lewicowo-liberalnych mediów, doznał dotkliwego ciosu – nie tylko politycznego, ale również wizerunkowego. Część redakcji, które od lat uchodziły za „wiarygodne” źródła informacji, w kampanii zamieniła się w pas transmisyjny fake newsów, ataków personalnych i bezrefleksyjnego powielania narracji premiera Tuska, co skutkowało masową utratą zaufania ze strony opinii publicznej spoza twardego elektoratu. Ich udział w szerzeniu niezweryfikowanych informacji pozostawił trwały ślad na ich reputacji.
Na tle tej kompromitacji wyrosły nowe ośrodki medialne, które przełamały dotychczasowy kordon informacyjny wokół mediów prawicowych. Telewizja Republika, marginalizowana i atakowana jako „propagandowa”, odnotowała w ostatnim czasie blisko dwukrotnie wyższą oglądalność niż TVN24 – co stanowi prawdziwy nokaut medialny i przełom, który może przedefiniować układ sił w polskiej infosferze.
Dla wielu widzów, zwłaszcza spoza dużych miast, Republika stała się głównym źródłem informacji – a ignorowanie tego faktu przez polityków koalicji rządowej drugiego szeregu może się dla nich zakończyć polityczną izolacją. Nie bez przyczyny to właśnie politycy Trzeciej Drogi – PSL i Polski 2050 – jako pierwsi zaczęli pojawiać się w tej stacji, przełamując dotychczasowe tabu medialne i rozumiejąc, że dotarcie do tej grupy odbiorców jest dla nich koniecznością.
Równolegle z przemianami w telewizji, doszło do radykalnej zmiany w internecie. Największym beneficjentem tej transformacji został kanał „Zero” Krzysztofa Stanowskiego, który przyjął rolę współczesnego stańczyka – krytycznego, ironicznego, bezlitośnie punktującego obłudę polityków wszystkich opcji. Jego bezkompromisowe podejście, dystans wobec obu stron sceny politycznej i humorystyczna forma zbudowały mu niespotykaną wcześniej wiarygodność, a kanał Zero wyrósł na największe medium internetowe w Polsce. Stanowski – choć niezaangażowany formalnie – odegrał istotną rolę jako komentator-katalizator, który pokazał, że społeczne zaufanie buduje się dziś nie poprzez partyjne deklaracje, ale autentyczność i niezależność.
Wszystko to pokazuje, że porażka Rafała Trzaskowskiego nie zakończyła się wyłącznie przegraną wyborczą, ale stała się punktem zwrotnym dla rządu Donalda Tuska, który utracił monopol na narrację oraz kontrolę nad kanałami dotarcia do społeczeństwa. Nie tylko scena polityczna, ale również medialna uległa przemeblowaniu, co zwiastuje nową erę komunikacyjną – znacznie bardziej pluralistyczną, zdecentralizowaną i odporną na propagandowe schematy znane z ostatnich lat.