Druga edycja rządowego programu KLUB PRO miała być szansą na poprawę błędów z przeszłości, lepsze wsparcie młodzieżowego sportu i jasne kryteria dofinansowania klubów. Zamiast tego dostaliśmy niemal wierną kopię pierwszej edycji — z tymi samymi mankamentami, a nawet z jeszcze większym rozdźwiękiem między realiami polskiego sportu a polityką dotacyjną Ministerstwa Sportu. I co gorsza — ministerstwo nie odniosło się w żaden sposób do głośnych zarzutów i sugestii środowiska sportowego, które pojawiały się już w ubiegłym roku.
Program KLUB PRO – zasady tylko z pozoru sprawiedliwe
Program KLUB PRO to flagowa inicjatywa Ministerstwa Sportu mająca na celu wsparcie finansowe dla klubów szkolących dzieci i młodzież. Teoretycznie — cel szczytny. W praktyce — system budzi ogromne wątpliwości.
Dofinansowanie przyznawane jest na podstawie punktów zdobytych w Systemie Sportu Młodzieżowego (SSM) za lata 2022–2024. Im więcej punktów, tym większe szanse na większą dotację. W 2024 roku wsparcie trafiło do 850 klubów, co na papierze wygląda na szerokie i sprawiedliwe działanie. Problem w tym, że system faworyzuje wynik, a nie proces szkoleniowy. Zamiast premiować stabilne i długofalowe programy rozwoju młodych sportowców, nagradza się te podmioty, które potrafią “nabić” punkty, często w niszowych dyscyplinach.
Wynik ponad rozwój. A system szkolenia? Kogo to obchodzi?
Największą wadą KLUB PRO pozostaje kompletny brak wsparcia dla procesu szkoleniowego jako takiego. Liczy się to, co można zmierzyć — medale, miejsca w tabelach, ilość punktów. A że w wielu dyscyplinach zdobycie punktów jest relatywnie łatwe, bo konkurencja jest mniejsza (jak w sumo czy kajak polo), to właśnie tam płyną środki.
Tymczasem kluby, które realnie szkolą młodych sportowców w dyscyplinach olimpijskich — siatkówce, lekkoatletyce, pływaniu — często zostają w tyle. Tylko dlatego, że nie mają “systemu nabijania punktów”. Efekt? Polska może wygrywać w brydżu i sumo, ale w sportach olimpijskich traci dystans do reszty świata.
Środowisko sportowe wielokrotnie alarmowało, że obecny system promuje krótkoterminowe sukcesy kosztem długoterminowego rozwoju. Mimo tego, Ministerstwo nie odniosło się do tych uwag, ani nie przedstawiło propozycji reform. Wręcz przeciwnie — druga edycja powiela wszystkie błędy poprzedniej.
Zmiany kosmetyczne, nie systemowe
Ministerstwo co prawda wprowadziło kilka zmian — m.in. limit 300 zawodników, przez który mnoży się wskaźnik wsparcia. Teoretycznie miało to ograniczyć sytuację, w której jeden ogromny klub zdominuje całą pulę dotacyjną. W praktyce — niewiele to zmienia.
Podobnie jak zalecenie dla klubów wielosekcyjnych, by dzielić środki proporcjonalnie do sekcji, które zdobyły punkty. Ale tu znów — to tylko sugestia, a nie obowiązek. Nie ma żadnego mechanizmu kontrolującego, czy pieniądze trafiają tam, gdzie faktycznie powinny. Efekt? Sekcja piłkarska zdobywa punkty, a dotację zgarnia sekcja brydżowa. Albo na odwrót. Nikogo w ministerstwie to jednak nie obchodzi.
Ignorowanie głosu środowiska sportowego
Od kilku miesięcy środowisko trenerów, działaczy i ekspertów powtarza jedno: ten system trzeba zreformować od podstaw. Potrzebujemy modelu, który będzie wspierał szkolenie, nie tylko wynik. Takiego, który premiuje konsekwencję i jakość, nie sprytne omijanie systemu.
Niestety, ministerstwo nie tylko ignoruje te głosy, ale też nie prowadzi otwartej dyskusji z przedstawicielami sportu. Brakuje konsultacji, transparentności i realnego wsłuchania się w potrzeby klubów, które na co dzień wykonują ciężką pracę z dziećmi i młodzieżą.
A przyszłość? Olimpijski cień
Jeśli polityka KLUB PRO nie ulegnie zmianie, możemy spodziewać się poważnych problemów na poziomie reprezentacyjnym. Młodzi sportowcy, którzy dziś są przemęczeni rywalizacją o punkty, jutro będą wypaleni. Dziś widać to już w wielu klubach – presja wyników, brak czasu na rozwój, trening pod statystykę, nie pod człowieka.
To, że Ministerstwo nie widzi lub nie chce widzieć tego problemu, jest niepokojącym sygnałem o braku długofalowej wizji dla polskiego sportu.
Program KLUB PRO miał być wsparciem, a coraz częściej wygląda na zagrożenie. W obecnym kształcie promuje patologie systemowe, zniechęca do jakościowego szkolenia i ignoruje głosy środowiska. Warto zapytać, czy kolejna edycja będzie kolejnym powieleniem błędów, czy może jednak ktoś w ministerstwie zdecyduje się otworzyć na dialog. Bo jeśli nie, to za kilka lat zostaniemy z medalami z sumo i brydża, ale bez zawodników na olimpijskich arenach.