Mężczyzna dusi śpiącą żonę. Budzi się ich 4,5-letnia córeczka. Wtedy zabija też obie małe dziewczynki – starszą i półtoraroczne niemowlę. Sąd skazuje go na dożywocie za potrójne morderstwo ze szczególnym okrucieństwem. Wyrok zostaje uchylony – nie dlatego, że proces był wadliwy, dowody niepełne czy prawa oskarżonego naruszone. Sędzia apelacyjny Henryk Komisarski stwierdza, że kolega z sądu niższej instancji, który przewodniczył składowi, nie powinien był w ogóle orzekać. Ból rodziny ofiar i sprawiedliwość odroczona. Walki frakcyjne pomiędzy sędziami okazują się ważniejsze niż sprawiedliwość dla zamordowanych dzieci.
Zamordował śpiącą żonę, obudziło się dziecko – zabił też córeczki
Listopad 2023 roku, Puszczykowo pod Poznaniem. Serhij T., 42-letni wówczas mężczyzna, zabija swoją śpiącą żonę. Jak sam później zeznał, dusił ją, aż przestała oddychać. Hałas budzi jedną z córek – 4,5-letnią dziewczynkę. W tym momencie sprawca podejmuje decyzję, która zaszokuje później biegłych i prokuratorów: postanawia zamordować także dzieci. Zabija starszą córkę, potem kieruje się do pokoju, gdzie śpi półtoraroczne niemowlę. Dusi także je.
Na parterze domu przez cały czas śpi nastoletni syn kobiety z poprzedniego związku. Rano Serhij T. mówi mu spokojnie, że matka i siostry są w szpitalu. Chłopak nic nie podejrzewa. Przez kilka dni sprawca zachowuje się, jakby nic się nie stało. Dopiero po kilku dniach zgłasza się do pracownika ochrony w jednym z poznańskich centrów handlowych. Mówi krótko: zabił żonę i córki. Policja zatrzymuje go na miejscu.
Prokuratura od początku nie ma wątpliwości co do charakteru zbrodni. Zarzuty zostają zaostrzone – śmierć dzieci kwalifikowana jest jako zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem. Biegli psychiatrzy badają Serhija T. i wydają jednoznaczną opinię: sprawca był w pełni poczytalny. Wiedział, co robi. Rozumiał konsekwencje swoich czynów. Mógł przestać po zabiciu żony, ale świadomie zdecydował się zamordować też bezbronne dzieci.
Dożywocie za potrójne zabójstwo – wyrok wydał sędzia Daniel Jurkiewicz
Marzec 2025 roku. Sąd Okręgowy w Poznaniu kończy proces. Serhij T. zostaje skazany na karę dożywotniego pozbawienia wolności. Wyrok wydaje trzyosobowy skład sędziowski, któremu przewodniczy sędzia Daniel Jurkiewicz. Orzeczenie nie jest prawomocne – obrona ma prawo wnieść apelację.
I wnosi. Argumenty nie dotyczą jednak kwestii merytorycznych sprawy. Obrońcy nie kwestionują ustaleń faktycznych, nie wskazują na błędy w ocenie dowodów, nie podnoszą naruszenia praw oskarżonego w trakcie procesu. Stawiają zarzut innego rodzaju: sędzia Daniel Jurkiewicz, według nich, w ogóle nie powinien był orzekać w tej sprawie. Powód? Jurkiewicz awansował do sądu okręgowego na wniosek Krajowej Rady Sądownictwa ukształtowanej po 2017 roku.
To argument typowo polityczny, a nie formalno-merytoryczny. Nie mówi nic o tym, czy proces przeprowadzono prawidłowo. Nie odnosi się do jakości orzeczenia. Koncentruje się wyłącznie na pochodzeniu nominacji sędziego. Czy sędzia jest od nas? Czy przyklepali tą nominację nasi ludzie?
Obrona nie twierdzi, że sędzia Jurkiewicz źle przeprowadził proces, naruszył jakieś procedury lub błędnie ocenił dowody. Twierdzi tylko, że nie powinien był w ogóle zasiadać w składzie orzekającym, bo jego nominację poprali niewłaściwi sędziowie.
Sąd Apelacyjny w Poznaniu przychyla się do tego stanowiska. W październiku 2025 roku – półtora roku po zbrodni, siedem miesięcy po wyroku skazującym – wyrok dożywocia zostaje uchylony. Sprawa wraca do sądu pierwszej instancji. Serhij T. nadal przebywa w areszcie, ale perspektywa prawomocnego skazania oddala się w nieokreśloną przyszłość.
Sędzia Komisarski samowolnie chce decydować, kto jest sędzią, a kto nim nie jest
Uzasadnienie decyzji odczytuje sędzia Henryk Komisarski. Mówi o „bezwzględnej przyczynie odwoławczej” i „nienależytym składzie sądu„. Tłumaczy, że sędzia Jurkiewicz z I instancji uzyskał nominację na wniosek KRS, która – jego zdaniem – jest „ukształtowana niezgodnie z konstytucją„. Zaznacza jednak, że samo powołanie na wniosek tej KRS nie skutkuje automatycznie uznaniem wadliwości składu. Decydujący jest wynik tak zwanego testu niezależności i bezstronności sędziego. Tego testu, według Komisarskiego, sędzia Jurkiewicz nie przeszedł.
Co to w praktyce oznacza? Sędzia apelacyjny samodzielnie będzie oceniać, czy jego kolega z sądu niższej instancji ma prawo orzekać. Oceniać będzie jego karierę, jego decyzje zawodowe sprzed lat, jego słuszną lub nie postawę polityczną. Zapewne również czy zapisał się do właściwych stowarzyszeń sędziowskich i czy chodzi na właściwe marsze. Na tej podstawie podejmie decyzję: ten sędzia jest „prawdziwy”, a tamten nie.
Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej jasno określa, kto powołuje sędziów: robi to prezydent. To jego prerogatywa, czyli kompetencja, której wykonywanie nie wymaga kontrasygnaty premiera. Prezydent powołał Daniela Jurkiewicza. Jurkiewicz złożył ślubowanie. Przez lata orzekał w sądzie okręgowym, w dziesiątkach lub setkach spraw. Nikt nie kwestionował ważności tych orzeczeń. Aż do momentu, gdy sędzia Komisarski postanowił przeprowadzić „test niezależności”.
Podpisał listy poparcia w 2018 roku – kariera jako dowód winy
Jakie konkretnie argumenty przemawiają przeciwko Jurkiewiczowi? Sędzia Komisarski wymienia kilka. Po pierwsze: w 2018 roku Jurkiewicz podpisał listy poparcia dla trzech kandydatów do KRS – Łukasza Piebiaka (wówczas wiceministra sprawiedliwości), Marka Jaskulskiego i Jarosława Dudzicza. Po drugie: następnie zrobił karierę – awansował z sądu rejonowego do okręgowego, a później został prezesem Sądu Okręgowego w Poznaniu.
Komisarski łączy te dwa fakty w jeden ciąg przyczynowo-skutkowy: Jurkiewicz podpisał poparcie dla ludzi związanych z poprzednią władzą, więc dostał awans. Awans dowodzi, że był „wewnętrznie związany z przedstawicielami władzy wykonawczej”. A to dyskwalifikuje go z orzekania.
Czy ten tok rozumowania jest uzasadniony? Podpisanie listu poparcia dla kandydata do KRS to działanie legalne. Każdy sędzia ma prawo wyrazić swoje preferencje dotyczące składu tego organu. Jurkiewicz zrobił to siedem lat przed procesem Serhija T. Czy ta decyzja sprzed siedmiu lat czyni go niezdolnym do bezstronnego rozpatrzenia sprawy o potrójne morderstwo?
Drugi argument – kariera zawodowa. Sędzia Jurkiewicz awansował do Sądu Okręgowego! Komisarski przedstawia to jako coś podejrzanego, jako dowód układów i powiązań, ale przecież awansowanie w strukturach sądownictwa to normalny element kariery sędziowskiej. Komisarski też nie pojawił się w Sądzie Apelacyjnym z Bożym Namaszczeniem świętym olejem, tylko ktoś mu ten awans wręczył? Czy znaczy to, że Komisraski jest uwikłany w sieć powiązań z władzą jaka panowała w momencie jego awansu? Czy każdy sędzia, który odważył się awansować, powinien być teraz poddany „testowi niezależności”?
Komisarski przytacza jeszcze jeden fakt: podczas głosowania zgromadzenia ogólnego sędziów w Poznaniu za awansem Jurkiewicza głosowało tylko 8 osób, 21 wstrzymało się od głosu, a aż 55 było przeciw. KRS mimo to zarekomendowała go do awansu, a prezydent powołał. Czy to oznacza, że prezydent podjął złą decyzję? Czy sędzia Komisarski ma prawo kwestionować nominacje prezydenta? Może jako społeczeństwo popełniliśmy błąd i to Komisarski powinien być lokatorem Pałacu Prezydenckiego?
„Nie mieliśmy wyboru” – czyli sobiepaństwo sędziowskie ponad konstytucją
Ogłaszając wyrok, sędzia Komisarski mówi: „Stwierdzam z ubolewaniem, że w tak poważnej sprawie, w której doszło do zabójstwa trzech osób, sąd jest zmuszony uchylić wyrok, czego nie chciałby absolutnie czynić. Sąd nie miał wyboru. Musiał podjąć taką decyzję. Niestety„.
To zdanie zasługuje na szczególną uwagę. „Nie mieliśmy wyboru” – sugeruje, że jakiś zewnętrzny przymus, albo siła zmuszała sędziego Komisarskiego do takiego orzeczenia. Że jakaś wyższa konieczność prawna nie pozostawiła mu pola manewru.
Faktycznie sędzia Komisarski miał wybór. Mógł uznać, że nominacja prezydencka jest wystarczającą legitymacją do orzekania. Sędzia Komisarski korzysta bowiem dokładnie z tej samej legitymacji wydając ten wyrok. Mógł wreszcie przyjąć, że nawet jeśli ma wątpliwości co do sędziego Jurkiewicza, to sprawiedliwość dla ofiar potrójnego morderstwa jest ważniejsza niż frakcyjne spory w środowisku sędziowskim.
Komisarski wybrał inaczej. Zdecydował, że pozostanie w sędziowskiej piaskownicy i dalej będzie toczył spory o to czyje to powinny być zabawki. Jego interpretacja tego, kto jest „prawdziwym” sędzią, jest ważniejsza niż konstytucyjne kompetencje prezydenta. Jego osobista ocena „niezależności” kolegi przeważa nad prawomocnym aktem nominacyjnym. Jego stosunek do obsady KRS z 2018 roku ma większe znaczenie niż los zamordowanej kobiety i dwóch małych dziewczynek.
Szefowa KRS reaguje, rodzina ofiar czeka – proces od nowa
Decyzja Sądu Apelacyjnego w Poznaniu wywołała reakcję szefowej KRS Dagmary Pawełczyk-Woickiej. Na platformie X napisała: „Słyszę, że Sąd Apelacyjny w Poznaniu uchylił wyrok dożywocia za potrójne zabójstwo w Puszczykowie (zabójstwo żony i dwóch córek przez Serhija T. w 2023 r.), bo sędzia pierwszej instancji został powołany przez Prezydenta na wniosek 'tej’ KRS i podpisał też poparcie dla jej członka. Ten sędzia dostawał też wytyki służbowe za samo orzekanie (quasi-kary dyscyplinarne). Podoba się wam wyrok SA w Poznaniu? Karol Nawrocki, KPRP, Zbigniew Bogucki?”
Rzeczywistość wygląda tak: Serhij T. nadal przebywa w areszcie. Czeka na nowy proces, który rozpocznie się od początku w Sądzie Okręgowym w Poznaniu. Nie wiadomo, kiedy to nastąpi – sprawy sądowe trwają miesiące, czasem lata. Nie wiadomo też, kto będzie w składzie orzekającym – jeśli będzie tam ktokolwiek powołany po 2017 roku, obrona może znów wnieść apelację z tym samym argumentem. I znów sprawa może wrócić…aż się przedawni.
Rodzina zamordowanej kobiety i dzieci czeka na sprawiedliwość. Nastoletni chłopak, który stracił matkę i dwie małe siostry, czeka na definitywny wyrok. Społeczeństwo czeka na potwierdzenie, że sądy działają sprawnie i sprawiedliwie. Tymczasem dostajemy lekcję poglądową z zakresu frakcyjnych walk w środowisku sędziowskim.
