Setki milionów złotych z Krajowego Planu Odbudowy zostały wydane na przedsięwzięcia, które z odbudową Polski mają tyle wspólnego co klub nocny dla swingersów z kliniką onkologiczną. Jachty, sauny, maszyny do lodów, platformy do gry w brydża, mobilne ekspresy do kawy dla solarium dla zwiększenia odporności na kryzysy – to tylko część katalogu absurdów, na które trafiły pieniądze polskich podatników. Środki, które miały służyć modernizacji kraju po pandemii, zamiast tego finansują rozrywkę i luksus dla wybranych tłustych kotów władzy.
Program Yacht+
Szczyt tego skandalu stanowi dotacja w wysokości prawie pół miliona złotych dla klubu swingersów w Lublińcu na jak to ujęto „dywersyfikację działalności”. Trudno uwierzyć, że ktokolwiek mógł uznać tego typu „inwestycję” za zgodną z celami KPO. To nie jest przypadek – to systemowy problem kontroli nad wydatkowaniem środków europejskich, które de facto pochodzą z kieszeni polskich obywateli, gdyż stanowią pożyczkę, którą będziemy spłacać przez dekady. My wszyscy.
Katarzyna Królak, poseł Koalicji Obywatelskiej, zapytana została w Polsat News o milionową dotację z KPO, którą miała otrzymać żona jej klubowego kolegi – posła Artura Łąckiego. W trakcie rozmowy polityk przyznała: „Połowa albo i większość moich znajomych, rodziny bliższej, dalszej, też dostała dofinansowanie z KPO”
Sektor HoReCa jako furka do nadużyć
Mechanizm nadużyć został skonstruowany wokół sektora HoReCa, obejmującego hotele, gastronomię i catering. Pod szyldem wsparcia dla branży najbardziej dotkniętej pandemią, utworzono system, w którym praktycznie każdy pomysł biznesowy mógł uzyskać finansowanie z KPO. Brak precyzyjnych kryteriów oceny projektów i słaba kontrola sprawiły, że środki trafiały do beneficjentów, których działalność miała niewiele wspólnego z rzeczywistą odbudową gospodarki.
Najgorszą stroną tej afery jest fakt, że mapa inwestycji KPO została usunięta ze strony internetowej natychmiast po tym, jak media zaczęły ujawniać skandaliczne wydatki. To działanie przypomina raczej zatuszowanie śladu przestępstwa niż transparentne zarządzanie publicznymi środkami. Kto podjął decyzję o usunięciu mapy? Na czyje polecenie? To pytania, na które polscy obywatele mają prawo otrzymać odpowiedź.
Polityczne reakcje
Reakcje polityków na ujawnienie skandalu były błyskawiczne. Jacek Sasin ostro skomentował: „Ekipa Tuska dała też prawie pół miliona złotych klubowi dla swingersów w Lublińcu. Odbudowa Polski w ich wydaniu”. Europoseł PiS Waldemar Buda dodał: „Klub dla swingersow z KPO od Tuska! Niech ten dzień się już skończy”. Z kolei Sławomir Mentzen z Konfederacji z ironią stwierdził: „Mamy zwycięzcę! Pół miliona z KPO dostał klub dla swingersów”.
Szczególnie gorzko brzmiał komentarz Leszka Millera: „Oj, szkoda że jestem w podeszłym wieku. Można by poszaleć na koszt Unii Europejskiej”. Były europoseł Janusz Korwin-Mikke trafnie sprostował: „Nie, nie na koszt UE, tylko na koszt polskiego podatnika. To pożyczka jest…”. Te reakcje pokazują skalę problemu – politycy różnych opcji są zgodni co do skandaliczności sytuacji, ale gdzie byli, gdy te decyzje były podejmowane?
Śledztwo: Kto, kiedy i dlaczego?
Kim są właściciele klubu w Lublińcu, którzy otrzymali prawie pół miliona złotych? Jakie mieli kwalifikacje, jakie przedstawili uzasadnienie biznesowe, kto oceniał ich wniosek? To fundamentalne pytania, na które dotychczas nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Proces aplikacyjny o środki z KPO powinien być transparentny, a dokumentacja – publicznie dostępna. Tymczasem mamy do czynienia z informacyjną pustką, która budzi najgorsze podejrzenia.
Równie niepokojące jest pytanie o osoby podpisujące decyzje o przyznaniu dotacji. Czy urzędnicy odpowiedzialni za ocenę wniosków mieli świadomość charakteru działalności finansowanych podmiotów? Czy ktoś świadomie akceptował wydatkowanie środków na tego typu „inwestycje”? Natychmiastowe usunięcie mapy inwestycji sugeruje, że ktoś bardzo dobrze wiedział o skali problemu i próbował zatuszować sprawę przed opinią publiczną.
Katalog marnotrawstwa środków publicznych
Lista kontrowersyjnych wydatków z KPO robi wrażenie swoją absurdalnością. Obok klubu dla swingersów znalazły się jachty – pojazdy, które trudno uznać za element infrastruktury krytycznej dla rozwoju kraju. Sauny i solaria wnioskowały o ekspresy do kawy dla zwiększenia ich odporności na kryzysy. To także nie wzbudza wątpliwości? Czy rzeczywiście były to niezbędne wydatki dla odbudowy gospodarki po pandemii? Maszyny do lodów dla pizzeri i platformy do gry w brydża czy też kurs gry w bilard dopełniają obrazu kompletnej utraty kontroli nad wydatkowaniem środków publicznych.
Szczególnie bolesny jest kontrast między tymi wydatkami a rzeczywistymi potrzebami Polski. W tym samym czasie, gdy finansowano luksusowe rozrywki, polscy pacjenci onkologiczni czekali miesiącami na leczenie z powodu braku środków na nowoczesne terapie. Szpitale borykały się z niedofinansowaniem, a infrastruktura kolejowa i drogowa wymagała pilnych inwestycji. Tymczasem pieniądze trafiały na kluby nocne i jachty dla cwaniaczków.
KPO jachtami płynie
Ile wniosków było w kategorii jachtowej? Ile zakupiono tych „narzędzi do dywersyfikacji biznesów”? Na to pytanie odpowiedział zaproszony gość Jan Oleszczuk-Zygmuntowski w Kanale Zero. Przytoczmy, że na ten moment wśród wniosków o KPO znaleziono:
- 2 katamarany
- 28 jachtów
- 6 żaglówek
- 9 houseboatów
- 62 łodzie
Prawna odpowiedzialność za marnotrawstwo
Wydatkowanie środków publicznych niezgodnie z przeznaczeniem może stanowić przestępstwo. Artykuł 296 Kodeksu karnego przewiduje kary za przekroczenie uprawnień przez funkcjonariusza publicznego w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej. Czy w przypadku skandalu KPO mamy do czynienia z takimi wykroczeniami? Prokuratura powinna niezwłocznie wszcząć śledztwo w tej sprawie.
Równie istotna jest odpowiedzialność polityczna. Minister odpowiedzialny za KPO, Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, powinna natychmiast złożyć dymisję. Premier Donald Tusk nie może udawać, że nic nie wiedział – system kontroli środków europejskich to kompetencje rządu. Brak reakcji w tej sprawie będzie oznaczał akceptację dla marnotrawstwa środków publicznych i systemowej korupcji.
Upadek wiarygodności systemu KPO i rządu jako nadzorcy
Skandal z finansowaniem klubu swingersów to nie przypadkowy błąd, ale symptom systemowego problemu z zarządzaniem środkami KPO przez obecny rząd. Brak transparentności, słaba kontrola, nieprecyzyjne kryteria oceny – to wszystko składa się na obraz instytucji, która straciła kontrolę nad powierzonymi jej środkami. Jak polscy obywatele mają ufać systemowi, który finansuje kluby nocne dla miłośników grupowych orgii zamiast szpitali?
Konieczne są natychmiastowe reformy systemu przyznawania dotacji z KPO. Wszystkie decyzje muszą być publicznie dostępne, kryteria oceny – jasno sprecyzowane, a proces kontrolny – niezależny od wpływów politycznych. Bez tych zmian kolejne skandale są tylko kwestią czasu. Polski podatnik ma prawo wiedzieć, na co wydawane są jego pieniądze, a politycy mają obowiązek zapewnić, że środki publiczne służą rzeczywistym potrzebom kraju, a nie partykularnym interesom wybranych beneficjentów.
Paradoks całej sytuacji staje się jeszcze wyraźniejszy, gdy przypomnimy, że ci sami politycy, którzy dziś milczą wobec wydawania setek milionów z KPO na wątpliwe „inwestycje”, jeszcze niedawno potępiali i ścigali z pełną surowością ochotnicze straże pożarne za przyjęcie pomp czy wozów strażackich z Funduszu Sprawiedliwości. Wysyłano wtedy ABW i prokuratorów do małych miejscowości, wchodzono strażakom do domów, oskarżając ich o udział w rzekomym „rozdawnictwie” i „marnotrawstwie publicznych pieniędzy”. Skoro pomoc dla druhów uznano za powód do spektakularnych nalotów, a finansowanie klubów swingersów czy jachtów z unijnych funduszy przechodzi bez echa, to trudno o lepszy komentarz do standardów obecnej koalicji rządowej.
Rząd reaguje na wybuch afery
Na wybuch afery rząd zareagował w sposób, który sam w sobie stał się symbolem. W oficjalnych wypowiedziach jak mantra powtarza się cytat: „mniej niż pół procenta” – rzekomo tak niewielka część całego budżetu KPO podlega kontrowersjom, że nie warto o niej mówić.
Problem w tym, że „mniej niż pół procenta” to w rzeczywistości około miliarda dwustu milionów złotych – sumy, którą będziemy spłacać razem z odsetkami my i nasze dzieci aż do lat 60. XXI wieku. Co więcej, środki te już rozdysponowano na inwestycje, które trudno nazwać priorytetowymi, a kredyt w ramach KPO dla Polski dopiero ma zostać przelany przez Unię Europejską. Jeśli Bruksela zakwestionuje te wydatki, może się okazać, że te absurdalne projekty zostaną w całości sfinansowane z polskiego budżetu
