Ta ostatnia niedziela. Kto zapłaci za zakaz handlu?

Zakaz handlu w niedzielę może kosztować nawet 40 tys. etatów. Na Węgrzech eksperyment się nie udał. U nas politycy przekonują, że będzie jak w Niemczech.

Dwa lata temu, wiosną, Węgry chyłkiem wycofały się z wprowadzonego rok wcześniej zakazu handlu. Okazał się całkowitą klapą. W Polsce jego zwolennicy świętują. W marcu handlu nie będzie w dwie niedziele. Ekonomiści biją na alarm, szacując, że pracę stracić może nawet kilkadziesiąt tysięcy pracowników. Węgrzy zakazu nie chcieli od początku, ale politycy wiedzieli swoje i w kółko powtarzali, że wszystko się ułoży, a zwolnień nie będzie. Ale się nie ułożyło.

W Polsce sytuacja jest bardziej skomplikowana. Polacy popierają wolne niedziele dla pracowników, ale zakazu handlu już nie. U nas politycy opowiadający się zakazem przekonują – popatrzcie na Niemcy, tam od zakazu nikt pracy nie stracił i nie zbiedniał. Jak będzie nad Wisłą? Nie wiadomo. Jeśli jednak będzie po węgiersku, to za plany polityków zapłacą pracownicy, których nikt jednak nie zapytał o zdanie.        

40 tys. osób na bruk?

W niedzielę pracownicy powinni odpoczywać. Spędzać czas z rodziną. Należy im się wolne od pracy, tak jak innym profesjom. Tak mówią pomysłodawcy zakazu. Ale za co pracownik ma spędzać wolny czas, jeśli straci pracę? Takie pytania zadają sceptycy. Zwolennicy przekonują, że pracy nikt nie straci i wskazują doświadczenia naszych zachodnich sąsiadów.

Tymczasem stowarzyszenie największych galerii handlowych, Polska Rada Centrów Handlowych,  policzyła, że zwolnienia mogą dotyczyć nawet 10 proc. zatrudnionych w handlu. Tych jest 400 tys., czyli na bruk może trafić nawet do 40 tys. osób. Podobne dane opublikowało BCC, które oszacowało, że wolne niedziele będą kosztowały utratę pracy przez 36 tys. osób. Według ekspertów tej organizacji, to nie jedyne niekorzystne konsekwencje nowego prawa. Zakaz może kosztować budżet państwa nawet 1,8 mld złotych rocznie z tytułu mniejszych wpływów podatkowych a handel skurczy się o ponad 5 proc.

Zagrożeni nie tylko sprzedawcy

Na niedzielny zakaz handlu zapewne przygotowują się już inspektorzy Państwowej Inspekcji Pracy. Jak można przypuszczać uważnie śledzą pomysły jego obejścia. Zapewne, mimo licznych zapowiedzi, wielu pracodawców nie zdecyduje się ryzykować reputacji i konfliktu z PIP. Raczej zamkną swoje interesy na czas wolnych niedziel. Ale to oznacza, że zamkną także swoje rejestry zatrudnienia chudsze o kilkadziesiąt tysięcy pozycji. Na utratę etatu są dziś najbardziej narażeni sprzedawcy, kasjerzy, pracownicy hal sklepowych oraz pracownicy ochrony. Wyliczeniom ekspertów wiarygodności dodają doświadczenia bliższej nam niż niemiecka gospodarki węgierskiej. Tam zakaz wszedł w 2015 roku i potrwał zaledwie rok. Część pracowników straciła etaty. Dla wielu zakaz oznaczał zmniejszenie pensji o dodatki z tytułu pracy w niedzielę.

- U nas może to wyglądać podobnie – ocenia Marcin Fiedziukiewicz z aplikacji rekrutacyjnej Jobsquare, ekspert w dziedzinie rynku pracy – pracę mogą stracić osoby o niższych kompetencjach, którym nie będzie tak łatwo od razu się przekwalifikować – dodaje Fiedziukiewicz. Scenariusz dotyczy nie tylko handlu, ale usług, które kwitną w galeriach dzięki sklepom wielkopowierzchniowym. Na utratę pracy narażone są szczególnie młode osoby, kobiety przed 50 i studenci. – Dla wielu studentów to podstawa utrzymania w trakcie nauki, ogranicza im się nie tylko możliwość zdobycia środków do życia, ale także podstawowego doświadczenia – ocenia ekspert Jobsquare.   

Etat, ale z mniejszą pensją

W tym roku markety i sklepy stracą ponad 20 dni handlowych. Internet huczy od pomysłów, jak obejść niedzielny zakaz handlu. Pielgrzymujący w weekendy do galerii i marketów Polacy będą mogli skorzystać z tych mniejszych sklepów, gdzie za ladą stanie właściciel albo wybrać się na stację benzynową. Te ostatnie już rozpoczęły huczną kampanię w mediach zapowiadając np. sprzedaż produktów spożywczych. Czy będą tworzyć dodatkowe miejsca pracy? Na razie nic na to wskazuje, żeby mogli się ubiegać tam o pracę, ci dla których nie starczy zajęcia w ich dotychczasowym miejscu zatrudnienia.

Jak wyrównać straty związane z wyłączaniem niedziel już od dawna zastanawiają się markety. Te największe zapowiadają wydłużenie czasu pracy. Wielu pracowników czeka praca do późna. Ale większa pensja już niekoniecznie. – Niedziele, to najlepiej płatne dni. Ich obcięcie oznacza mniejszą wypłatę. A trzeba pamiętać, że wiele osób decyduje się na pracę w te dni całkowicie świadomie. Dlatego pozostaje pytanie, dlaczego nie dać im wyboru – mówi Fiedziukiewicz z Jobsquare.  Wyboru mogą nie mieć zwłaszcza pracownicy z mniejszych miejscowości. Tam handel, to znaczący pracodawca, który często nie ma konkurencji. A jeśli się nie uda, to zawsze będzie wolna niedziela. Na szukanie pracy. 

Back to Top